Nudne niedzielne popołudnie jak zwykle spędzała na
bezsensownym leżeniu na łóżku i wpatrywaniu się w sufit. Co z tego, że w
plecaku są zeszyty z zadaniem domowym, lektura do przeczytania, a pokój
przydałoby się posprzątać, przecież kolejna jedynka nie zaszkodzi, streszczenie
da radę przeczytać na przerwie w pięć minut, a pokój prędzej czy później i tak
się pobrudzi.
Takie właśnie podejście do swojego życia miała Ania.
Nastolatka, która nawet w nieodpowiednim momencie potrafi wykrzyczeć, co na
dany temat myśli. Jest szczera do bólu, co przysparza jej czasami mnóstwo
problemów, ale przecież kto by się tym przejmował. Przecież świata nie da się
zrozumieć, a ludzie zawsze byli, są i będą zapatrzonymi w siebie egoistami.
W każdą niedziele późnym popołudniem jechała wraz z mamą w
odwiedziny do babci. Jeszcze tydzień temu cieszyła się tym faktem, był to
jedyny moment w całym dniu, który przynosił radość. Jeszcze to okrągłe siedem
dni temu powiedziała „tak”, po czym wskoczyła w buty i wyruszyły obie w drogę.
To jest to, czego nienawidziła w tych wyjazdach najbardziej. Siedzenia
dwudziestu minut w samochodzie sam na sam z mamą. Nigdy nie lubiła z nią
rozmawiać, nigdy nie potrafiła pójść do niej z jakimkolwiek problemem, wolała
tak po prostu dusić to w sobie. Może to brak zaufania, a może po prostu brak
chęci kipiący po obu stronach. Więc droga w obie strony zawsze mijała w
milczeniu.
Lecz dziś było inaczej. Nie zgodziła się, gdy mam zapukała
do pokoju Ania po prostu odmówiła. Coś się z nią stało i sama do końca nie wiedziała,
o co w tym wszystkim chodzi. Taka pustka wewnątrz, bezradność i niechęć do
świata. Wpatrywała się tylko w okno jak samochód właśnie przejeżdża przez
bramę.
Słychać było tylko uderzenie,
niewiarygodnie mocny huk, który odbijał się echem o pobliskich budynkach.
Takiego odgłosu się niezapomniana on na zawsze pozostaje w głowie. Gdy po raz
kolejny spojrzała w okno było już za późno. Zauważyła jedynie dym unoszący się
z nad maski niebieskiego opla. Przecież to był ich samochód. Nie potrafiła
wydobyć z siebie racjonalnych myśli. Pobiegła. Szybciej niż zwykle pokonała
schody, a później dystans, jaki dzielił ją od całego zdarzenia. Nadal nie
wierzyła, nie chciała wierzyć, że to samochód jej mamy. Może to zwykła pomyłka.
Przyszli sąsiedzi, już tam są, bezczelnie otwierają drzwi do nie swojego
samochodu. Co oni robią? Przecież tak nie można. Podbiegła. Słyszy tylko
„przesuń się”, „odejdź stąd”… Jednak ją ujrzała. TO ona, cała we krwi, ale mimo
to się uśmiechała, miała zamknięte oczy i wyglądała jakby śniła o czymś
przyjemnym. Przecież na pewno tylko śpi. Nic jej się nie stało, nic nie mogło
się jej stać, przecież to jej mama. Próbuje się przedrzeć, dostać się do niej,
przepycha się do niej już jest tak, blisko, gdy nagle czuje uchwyt, ktoś ją
zatrzymał. To sąsiad, ten palant z naprzeciwka próbuje ją powstrzymać, co on
sobie myśli? To nie jego mama, ale jej, przecież ma prawo. Zagląda, co się tam
dzieje, położyli ją na ziemi i jakiś facet, którego nawet nie zna ją reanimuje.
Po co przecież ona żyje. Nie odeszła. Ona to wie, nie mogła odejść, to jej
mama, Nie zostawiłaby jej. Nie mogłaby! Słyszy karetkę. Ten okropny sygnał,
którego nigdy nie lubiła przerażająco trafia do jej uszu. Nadal pragnie się
wyrwać z ucisku sąsiada, którego zna tylko z widzenia, krzyczy, pragnąc się
uwolnić, ale on nawet nie drgnie. Dźwięk ucichł, w karetki wysiada 3 mężczyzn
ubranych na czerwono z jakimiś torbami w rękach. Idą do niej. Z jakiej racji do
niej podchodzą? Przecież jej nie znają! Przykucnęli obok nie, coś robią po
chwili przestali, patrzą jeden na drugiego i kiwają głową. Nie mogą! Dlaczego
tak kiwają? Przecież to jeszcze nie koniec, to nie może być koniec! Tak nigdy
nie wygląda koniec! Wściekła wydarła się z objęć sąsiada i dobiega do mamy.
Ludzie na nią patrzą, szepczą coś do siebie, a niech mówią, ma to w dupie.
- Zróbcie coś!- prosi panów w czerwonych strojach- przecież po to przyjechaliście. Dlaczego nic nie robicie? Przecież ona żyje! Ona nie odeszła, uratujcie ją no!!!!
- Zróbcie coś!- prosi panów w czerwonych strojach- przecież po to przyjechaliście. Dlaczego nic nie robicie? Przecież ona żyje! Ona nie odeszła, uratujcie ją no!!!!
-Przykro mi- tylko tyle usłyszała.
Tylko na tyle ich było stać! Na głupie „przykro mi”, które w
niczym nie pomoże.
- Mam gdzieś wasze „przykro mi” macie ją uratować!- Bezradna wtula się w matkę nie wiedząc, co ma dalej zrobić. Czy tak już pozostaną razem?
- Mam gdzieś wasze „przykro mi” macie ją uratować!- Bezradna wtula się w matkę nie wiedząc, co ma dalej zrobić. Czy tak już pozostaną razem?
Nagle czuje kogoś ręce na swoim ramieniu. To on, ten, co
pierwszy zaczął machać głową, ten, który jako pierwszy nie dał jej szans. Rzuca
się na niego z pięściami, On chwyta ją za obie dłonie:
-Uspokój się, nic nie mogłem zrobić.
Później działo się wszystko bardzo szybko, dostała leki
uspokajające, zaprowadzona do własnego pokoju zapadła w sen. Rano, gdy się
zbudziła, zamiast iść do szkoły została w domu. Nie była w stanie. Nie
potrafiła pozbierać myśli. Wszystko było niczym. Brak czegoś przysparzał
ogromny ból. Brak jednej osoby spowodował jeszcze większą pustkę w sercu.
Mijała godzina za godziną, bólu nie ubywało, a tęsknoty przybywało. Oczy
zmęczone zamykały się same, lecz na sen nie było je stać. Czasu uciekał, lecz
kogo by to interesowało. Zabrzmiał dzwonek. Nie chciała nikogo. Pragnęła
samotności, ciszy, spokoju. Jednak otworzyła. Stała tam Malwina. Kiedyś były
bardzo bliskimi przyjaciółkami, jednak ostatni czas pokazał, że ludzie
przychodzą tylko, gdy czegoś potrzebują. Ania się starała, żeby ich przyjaźń
przetrwała, lecz do tego potrzeba siły obu stron, a ze strony Malwiny nie
zauważała chęci. Zostawiły to tak jak jest. Coraz mniej rozmów, wspólnych
tematów, wypadów na miasto.
- Jak się czujesz?
- Słucham? Przychodzisz jakby nigdy nic i pytasz jak się
czuję? Na co dzień nic, nawet głupiego „cześć” od ciebie nie usłyszę, a teraz
przychodzisz by zapytać jak się czuję?
-O co Ci chodzi?
- O co mi chodzi? A o co tobie chodzi? Teraz przychodzisz
jako najlepsza przyjaciółka? Teraz się zjawiasz? Tak to mnie mijałaś bez słowa,
a teraz okazujesz swoje serce? A może po prostu przychodzisz po to by się
dowiedzieć, co tak na prawdę się tam stało? Niestety zawiodę cię nie widziałam
tego, nie opowiem ci- dziewczyna ze łzami w oczach patrzyła na przyjaciółkę i
już żałowała tego, co przed chwilą powiedziała.
- Przestań, przecież ja zawsze byłam obok….
-Tak- przerwała jej- jakoś nie zauważyłam. Wiesz, co
zaczynam żałować! Ja też miałam być w tym samochodzie, to ja tam wczoraj miałam
zginąć nie mama. Ja miałam pożegnać się z tym światem, nie ona! Dla wszystkich byłoby
lepiej! Mielibyście wszyscy święty spokój!
- Co ty opowiadasz?
- Daj mi spokój!- Nastolatka nie przestawiając płakać
zamknęła drzwi.
Malwina jeszcze
dobijała się do drzwi, chciała porozmawiać, lecz nie dostała swojej szansy. Nie
mogła nic więcej zrobić, postanowiła, że spróbuje może jutro.
Mijała kolejna noc, tym razem nieprzespana. Wyrzuty sumienia
nie pozwalały nawet na chwilę odpoczynku. To ona także miała być w tym
samochodzie, to jej pisany był ten los. Wcześniej poznała przyczyny wypadku,
mama była bez psów. Jechała ulicą, a z naprzeciwka inny kierowca wpadł w
poślizg. Gdyby wyjechała dwie minuty później, byłoby już po całym zdarzeniu.
Gdyby przecież Ania zdecydowała się jechać to zanim by się ubrała i wsiadła do
samochodu do niczego by nie doszło. Gdyby zamiast „nie” powiedziała „tak”
wszystko byłoby inaczej, a życie toczyłoby się dalej. Gdyby. Czas mijał powoli,
bezsenność sprawiła, że minuty się przedłużały, nie wiedziała, co ze sobą
zrobić. Nie miała pomysłu na swoje dalsze życie. Ubrała się, wyszła na dwór i
wyciągnęła komórkę. Przeszukała cały spis kontaktów i zdała sobie sprawę, że
nie ma osoby, do której mogłaby zadzwonić i pogadać. Ruszyła w drogę. Może to
instynkt, jakaś siła wewnątrz kazała jej wybrać ten kierunek. Stanęła przed zielonym
domem z numerem 57. Mimo godziny trzeciej na zegarze światło w oknie nadal było
zapalone, zapukała. Po chwili otworzyła jej kobieta, która była mniej więcej w
wieku jej mamy. Kobieta, którą mijała, co dzień w szkolnych korytarzach.
- A co ty tu robisz?- Usłyszała zdziwiony głos kobiety.
- Przeszkadzam?
- Właśnie kładłam się spać….
- Przeszkadzam?
- Właśnie kładłam się spać….
-No właśnie- przerwała Ania- to Ne pora na odwiedziny, Nie
powinnam tu przychodzić.
-Jak już tu jesteś to wchodź i nie marudź.
-Jak już tu jesteś to wchodź i nie marudź.
Dziewczyna długo nie protestowała, bo jednak coś ją tu
przyciągnęło. W głębi duszy wierzyła, że ta rozmowa jej choć trochę pomoże.
Monika- nauczycielka w szkole, do której chodziła Ania. To
właśnie ją odwiedziła. Co prawda nie mała z nią bliskich kontaktów, nawet
rzadko kiedy zamieniały ze sobą kilka słów. Łączyło je to, że spędzały
codziennie 45 minut w tej samej klasie. Jedna mówiła, druga słuchała.
- Co cię do mnie sprowadza- zaczęła Monika, gdy już obie
usiadły w salonie.
- Szczerze to sama nie wiem. Pomyślałam, że pani mnie zrozumie, że pani będzie odpowiednią osobą do rozmowy. Jeśli przeszkadzam, to naprawdę mogę już pójść.
- Szczerze to sama nie wiem. Pomyślałam, że pani mnie zrozumie, że pani będzie odpowiednią osobą do rozmowy. Jeśli przeszkadzam, to naprawdę mogę już pójść.
- Nie przeszkadzasz. Może się czegoś napijesz? Wiem zrobię
mam gorącej czekolady!- po czym wstała i udała się do kuchni. Wróciła dość
szybko z dwoma kubkami ciemnego, gorącego napoju.
- bardzo mi przykro z powodu twojej mamy….
- Tak. Każdy to mówi!- po raz kolejny Ania weszła jej w
słowo- ale tak naprawdę nikomu nie jest przykro, ludzie tak mówią, żeby zrobiło
mi się miło, a wgłębi duszy dziękują Bogu, że nie ich to spotkało. Ale to w
niczym nie pomaga! Nikt nie wie, co ja czuje!
- Masz racje nikt nie wie i nie jest nawet w stanie wiedzieć,
co w tej chwili czujesz. Tylko pamiętaj, że każdy w swoim życiu ma jakiś krzyż,
którego nosi na swoim ramieniu. Każdego człowieka życie doświadcza czymś innym.
- To dlaczego mi się trafił akurat taki los, że najpierw
tracę tatę, później mamę, a teraz zostaję sama? Gdzie jest sprawiedliwość?
- Na to pytanie ci nie odpowiem, tą odpowiedź zna tylko Bóg,
tylko on wie, o co w tym wszystkim chodzi.
- Bóg, Bóg, Bóg… a jeśli jego w ogóle tam nie ma? Łudzimy
się tylko, ze nad nami panuję, a tak naprawdę to las o nas decyduje.
- Owszem może tak być i nigdy nie udowodnimy jak jest
naprawdę, ale o to właśnie chodzi, bo przecież przy życiu trzyma nas wiara. To
od nas zależy, w którą stronę ją pokierujemy. Ja wierze, że Bóg istnieje i że
to On nam wyznacza ścieżki w życiu.
- W takim razie na mojej ścieżce jest ogromny pagórek, na
który nie dam rady wejść.
- Jeśli się czegoś bardzo chce to można zrobić wszystko
- Właśnie, jeśli się chce, a ja chyba już niczego nie chce. Mam
po prostu dosyć, tak o! Mam dość bycia tą najgorszą. Mam dość sytuacji, które
dzieją się przeze mnie, bo wszystko to, co najgorsze jest przeze mnie.
- Nie mów tak, to nie prawa.
- Nie? Trzy lata temu, gdy odszedł mój tata… Wie pani,
dlaczego? Słyszałam ich rozmowę! Słyszałam na własne uszy, że wszystko się
zepsuło, gdy tylko przyszłam na świat, że pokrzyżowałam jego plany, że
zmarnował to 15 lat na siedzenie z nami. Nie wiedział, że to słyszałam, może i
szkoda. Chciałabym mu spojrzeć wtedy prosto w oczy, ale jednak nie miałam
odwagi. Zawalił mi się świat! Nie wie pani jak to jest usłyszeć od ojca, że
jesteś dla niego przeszkodą. Wtedy wszystko się zmieniło.
- Ale to nie była twoja wina, nie możesz się tym zadręczać,
to była tylko i wyłącznie wina twojego taty, to on od samego początku popełnił
błąd. I to była jego wina. Siebie nie masz prawa o to obwiniać.
- A co z mamą? Co tydzień byłam w tym samochodzie, dlaczego
teraz odmówiłam? Jakbym nie odmówiła wszystko potoczyłoby się inaczej!
Dosłownie wszystko, albo nie doszłoby do wypadku, albo mnie także nie byłoby na
tym świecie.
- Nie możesz tak mówić to, że tu jesteśmy coś oznacza. Do
jest dar, którym każdy człowiek został obdarowany. Wiem, że teraz nie jest ci
lekko, nikomu w takiej sytuacji by nie było. Ale pamiętaj, w życiu nie zawsze
jest kolorowo. Jak już wspomniałaś na drodze zdarzają się pagórki i o to w tym
wszystkim chodzi, żeby mieć w sobie siłę by na nie się wspiąć, by pokonać swój
Everest. O to właśnie w życiu chodzi, żeby nie poddawać się nigdy. Bo o
najtrudniejszych chwilach wychodzi słońce i później jest już z górki.
Obie zamilkły, poczym spojrzały na zegarek, a na nim
wskazówki pokazywały godzinę piątą. Zasiedziały się, a przecież za nieco ponad
dwie godziny trzeba będzie wstać. Tak też się pożegnały.
Ania dużo rozmyślała o tej rozmowie i o przekazie, którym
pragnęła się z nią podzielić nauczycielka. Nie od razu wszystko zrozumiała.
Potrzebowała czasu by wszystko do niej dotarło, zrozumiała jednak, że śmierć
bliskiej osoby nie zawsze oznacza jej utratę. To tylko od nas zależy jak
pokierujemy swoim życiem. Jest mnóstwo osób, które dzień w dzień mają swoje,
niekoniecznie lepsze od niej życie. W szkole także postanowiła zamienić kilka
zdań z panią Moniką. Bardzo pomogło jej pojawienie się takiej osoby w życiu,
która szczerze powie, co myśli na dany temat i udzieli kilku życiowych rad.
Po czterech dniach wraz z pomocą krewnych odbył się pogrzeb,
na którym Ania wygłosiła mowę żegnając się w niej z mamą. Lecz nie na zawsze:
Nie zdążyłam się nawet z tobą pożegnać! Wiesz jak to
bardzo bolało? Wiesz, ile dałabym, za choć jeszcze jedną minutę spędzoną w
twoim towarzystwie? Wszystko! Ostatnio mało rozmawiałyśmy, unikałyśmy się nawzajem,
to był błąd. Teraz to wiem! Byłam tak zaślepiona sobą, że nie widziałam że mam
Ciebie. Żałuję każdego dnia, którego miałam okazje zapytać jak ci miną dzień, a
tej okazji nie wykorzystałam. Żałuję każdej chwili, w której pomyślałam, że Cię
nienawidzę. Tak przyznaję, odważyłam się tak pomyśleć, byłam tak bezczelna i
pomyślałam tak o własnej matce. Przepraszam. Jednak nigdy bym tego nie
powiedziała. Kochałam cię! I to bardzo. A teraz już cię nie ma.
Gdyby jednak wszystko potoczyło się trochę inaczej.
Gdybym tamtego dnia zdecydowała się jechać z Tobą, gdybym zadała Ci
jakiekolwiek pytanie, gdy zapukałaś do mojego pokoju, gdybym prosiła żeby
przesunąć ten wyjazd na jutrzejszy dzień…. Gdybym…. Tak wiele mogłam, a tak
mało uczyniłam. Brakuje mi Cię! Nawet nie wiesz jak bardzo mi Cię brakuje. Każdego
dnia, o każdej godzinie czekam i mam nadzieje, że Cię jeszcze zobaczę, że
staniesz w drzwiach i się uśmiechniesz, tak jak zawsze to robiłaś a ja tego nigdy
nie dostrzegałam. Tak bardzo bym chciała.
Wiem jednak, że teraz mnie słuchasz. Mam ostatnią prośbę,
nie zapomnij o mnie nigdy tak jak i ja nie zapomnę o tobie… Pewna osoba powiedziała mi, że to od nas
zależy kto pozostaje w naszych sercach. W moim na pewno pozostaniesz TY, już na
zawsze.
Życie nasze jest takie, że każdy odchodzi. Na mnie też
przyjdzie czas i to będzie dzień, w którym Cię zobaczę, lecz jednak niech Bóg
zdecyduje, kiedy ta chwila nastąpi. Mi pozostaje tylko czekać. Kocham Cię Mamo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz