„Przyjaciele moi i przyjaciółki!Nie odkładajcie na później ani piosenek, ani egzaminów, ani dentysty, a przede wszystkim nie odkładajcie na później miłości.Nie mówcie jej "przyjdź jutro, przyjdź pojutrze, dziś nie mam dla ciebie czasu". Bo może się zdarzyć, że otworzysz drzwi, a tam stoi zziębnięta staruszka i mówi "Przepraszam, musiałam pomylić adres..." I pstryk, iskierka gaśnie.”

czwartek, 2 stycznia 2014

W obliczu śmierci

Nudne niedzielne popołudnie jak zwykle spędzała na bezsensownym leżeniu na łóżku i wpatrywaniu się w sufit. Co z tego, że w plecaku są zeszyty z zadaniem domowym, lektura do przeczytania, a pokój przydałoby się posprzątać, przecież kolejna jedynka nie zaszkodzi, streszczenie da radę przeczytać na przerwie w pięć minut, a pokój prędzej czy później i tak się pobrudzi.
Takie właśnie podejście do swojego życia miała Ania. Nastolatka, która nawet w nieodpowiednim momencie potrafi wykrzyczeć, co na dany temat myśli. Jest szczera do bólu, co przysparza jej czasami mnóstwo problemów, ale przecież kto by się tym przejmował. Przecież świata nie da się zrozumieć, a ludzie zawsze byli, są i będą zapatrzonymi w siebie egoistami.
W każdą niedziele późnym popołudniem jechała wraz z mamą w odwiedziny do babci. Jeszcze tydzień temu cieszyła się tym faktem, był to jedyny moment w całym dniu, który przynosił radość. Jeszcze to okrągłe siedem dni temu powiedziała „tak”, po czym wskoczyła w buty i wyruszyły obie w drogę. To jest to, czego nienawidziła w tych wyjazdach najbardziej. Siedzenia dwudziestu minut w samochodzie sam na sam z mamą. Nigdy nie lubiła z nią rozmawiać, nigdy nie potrafiła pójść do niej z jakimkolwiek problemem, wolała tak po prostu dusić to w sobie. Może to brak zaufania, a może po prostu brak chęci kipiący po obu stronach. Więc droga w obie strony zawsze mijała w milczeniu.
Lecz dziś było inaczej. Nie zgodziła się, gdy mam zapukała do pokoju Ania po prostu odmówiła. Coś się z nią stało i sama do końca nie wiedziała, o co w tym wszystkim chodzi. Taka pustka wewnątrz, bezradność i niechęć do świata. Wpatrywała się tylko w okno jak samochód właśnie przejeżdża przez bramę.
Słychać było tylko uderzenie, niewiarygodnie mocny huk, który odbijał się echem o pobliskich budynkach. Takiego odgłosu się niezapomniana on na zawsze pozostaje w głowie. Gdy po raz kolejny spojrzała w okno było już za późno. Zauważyła jedynie dym unoszący się z nad maski niebieskiego opla. Przecież to był ich samochód. Nie potrafiła wydobyć z siebie racjonalnych myśli. Pobiegła. Szybciej niż zwykle pokonała schody, a później dystans, jaki dzielił ją od całego zdarzenia. Nadal nie wierzyła, nie chciała wierzyć, że to samochód jej mamy. Może to zwykła pomyłka. Przyszli sąsiedzi, już tam są, bezczelnie otwierają drzwi do nie swojego samochodu. Co oni robią? Przecież tak nie można. Podbiegła. Słyszy tylko „przesuń się”, „odejdź stąd”… Jednak ją ujrzała. TO ona, cała we krwi, ale mimo to się uśmiechała, miała zamknięte oczy i wyglądała jakby śniła o czymś przyjemnym. Przecież na pewno tylko śpi. Nic jej się nie stało, nic nie mogło się jej stać, przecież to jej mama. Próbuje się przedrzeć, dostać się do niej, przepycha się do niej już jest tak, blisko, gdy nagle czuje uchwyt, ktoś ją zatrzymał. To sąsiad, ten palant z naprzeciwka próbuje ją powstrzymać, co on sobie myśli? To nie jego mama, ale jej, przecież ma prawo. Zagląda, co się tam dzieje, położyli ją na ziemi i jakiś facet, którego nawet nie zna ją reanimuje. Po co przecież ona żyje. Nie odeszła. Ona to wie, nie mogła odejść, to jej mama, Nie zostawiłaby jej. Nie mogłaby! Słyszy karetkę. Ten okropny sygnał, którego nigdy nie lubiła przerażająco trafia do jej uszu. Nadal pragnie się wyrwać z ucisku sąsiada, którego zna tylko z widzenia, krzyczy, pragnąc się uwolnić, ale on nawet nie drgnie. Dźwięk ucichł, w karetki wysiada 3 mężczyzn ubranych na czerwono z jakimiś torbami w rękach. Idą do niej. Z jakiej racji do niej podchodzą? Przecież jej nie znają! Przykucnęli obok nie, coś robią po chwili przestali, patrzą jeden na drugiego i kiwają głową. Nie mogą! Dlaczego tak kiwają? Przecież to jeszcze nie koniec, to nie może być koniec! Tak nigdy nie wygląda koniec! Wściekła wydarła się z objęć sąsiada i dobiega do mamy. Ludzie na nią patrzą, szepczą coś do siebie, a niech mówią, ma to w dupie.
- Zróbcie coś!- prosi panów w czerwonych strojach- przecież po to przyjechaliście. Dlaczego nic nie robicie? Przecież ona żyje! Ona nie odeszła, uratujcie ją no!!!!
-Przykro mi- tylko tyle usłyszała.
Tylko na tyle ich było stać! Na głupie „przykro mi”, które w niczym nie pomoże.
- Mam gdzieś wasze „przykro mi” macie ją uratować!- Bezradna wtula się w matkę nie wiedząc, co ma dalej zrobić. Czy tak już pozostaną razem?
Nagle czuje kogoś ręce na swoim ramieniu. To on, ten, co pierwszy zaczął machać głową, ten, który jako pierwszy nie dał jej szans. Rzuca się na niego z pięściami, On chwyta ją za obie dłonie:
-Uspokój się, nic nie mogłem zrobić.
Później działo się wszystko bardzo szybko, dostała leki uspokajające, zaprowadzona do własnego pokoju zapadła w sen. Rano, gdy się zbudziła, zamiast iść do szkoły została w domu. Nie była w stanie. Nie potrafiła pozbierać myśli. Wszystko było niczym. Brak czegoś przysparzał ogromny ból. Brak jednej osoby spowodował jeszcze większą pustkę w sercu. Mijała godzina za godziną, bólu nie ubywało, a tęsknoty przybywało. Oczy zmęczone zamykały się same, lecz na sen nie było je stać. Czasu uciekał, lecz kogo by to interesowało. Zabrzmiał dzwonek. Nie chciała nikogo. Pragnęła samotności, ciszy, spokoju. Jednak otworzyła. Stała tam Malwina. Kiedyś były bardzo bliskimi przyjaciółkami, jednak ostatni czas pokazał, że ludzie przychodzą tylko, gdy czegoś potrzebują. Ania się starała, żeby ich przyjaźń przetrwała, lecz do tego potrzeba siły obu stron, a ze strony Malwiny nie zauważała chęci. Zostawiły to tak jak jest. Coraz mniej rozmów, wspólnych tematów, wypadów na miasto.
- Jak się czujesz?
- Słucham? Przychodzisz jakby nigdy nic i pytasz jak się czuję? Na co dzień nic, nawet głupiego „cześć” od ciebie nie usłyszę, a teraz przychodzisz by zapytać jak się czuję?
-O co Ci chodzi?
- O co mi chodzi? A o co tobie chodzi? Teraz przychodzisz jako najlepsza przyjaciółka? Teraz się zjawiasz? Tak to mnie mijałaś bez słowa, a teraz okazujesz swoje serce? A może po prostu przychodzisz po to by się dowiedzieć, co tak na prawdę się tam stało? Niestety zawiodę cię nie widziałam tego, nie opowiem ci- dziewczyna ze łzami w oczach patrzyła na przyjaciółkę i już żałowała tego, co przed chwilą powiedziała.
- Przestań, przecież ja zawsze byłam obok….
-Tak- przerwała jej- jakoś nie zauważyłam. Wiesz, co zaczynam żałować! Ja też miałam być w tym samochodzie, to ja tam wczoraj miałam zginąć nie mama. Ja miałam pożegnać się z tym światem, nie ona! Dla wszystkich byłoby lepiej! Mielibyście wszyscy święty spokój!
- Co ty opowiadasz?
- Daj mi spokój!- Nastolatka nie przestawiając płakać zamknęła drzwi.
 Malwina jeszcze dobijała się do drzwi, chciała porozmawiać, lecz nie dostała swojej szansy. Nie mogła nic więcej zrobić, postanowiła, że spróbuje może jutro.
Mijała kolejna noc, tym razem nieprzespana. Wyrzuty sumienia nie pozwalały nawet na chwilę odpoczynku. To ona także miała być w tym samochodzie, to jej pisany był ten los. Wcześniej poznała przyczyny wypadku, mama była bez psów. Jechała ulicą, a z naprzeciwka inny kierowca wpadł w poślizg. Gdyby wyjechała dwie minuty później, byłoby już po całym zdarzeniu. Gdyby przecież Ania zdecydowała się jechać to zanim by się ubrała i wsiadła do samochodu do niczego by nie doszło. Gdyby zamiast „nie” powiedziała „tak” wszystko byłoby inaczej, a życie toczyłoby się dalej. Gdyby. Czas mijał powoli, bezsenność sprawiła, że minuty się przedłużały, nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Nie miała pomysłu na swoje dalsze życie. Ubrała się, wyszła na dwór i wyciągnęła komórkę. Przeszukała cały spis kontaktów i zdała sobie sprawę, że nie ma osoby, do której mogłaby zadzwonić i pogadać. Ruszyła w drogę. Może to instynkt, jakaś siła wewnątrz kazała jej wybrać ten kierunek. Stanęła przed zielonym domem z numerem 57. Mimo godziny trzeciej na zegarze światło w oknie nadal było zapalone, zapukała. Po chwili otworzyła jej kobieta, która była mniej więcej w wieku jej mamy. Kobieta, którą mijała, co dzień w szkolnych korytarzach.
- A co ty tu robisz?- Usłyszała zdziwiony głos kobiety.
- Przeszkadzam?
- Właśnie kładłam się spać….
-No właśnie- przerwała Ania- to Ne pora na odwiedziny, Nie powinnam tu przychodzić.
-Jak już tu jesteś to wchodź i nie marudź.
Dziewczyna długo nie protestowała, bo jednak coś ją tu przyciągnęło. W głębi duszy wierzyła, że ta rozmowa jej choć trochę pomoże.
Monika- nauczycielka w szkole, do której chodziła Ania. To właśnie ją odwiedziła. Co prawda nie mała z nią bliskich kontaktów, nawet rzadko kiedy zamieniały ze sobą kilka słów. Łączyło je to, że spędzały codziennie 45 minut w tej samej klasie. Jedna mówiła, druga słuchała.
- Co cię do mnie sprowadza- zaczęła Monika, gdy już obie usiadły w salonie.
- Szczerze to sama nie wiem. Pomyślałam, że pani mnie zrozumie, że pani będzie odpowiednią osobą do rozmowy. Jeśli przeszkadzam, to naprawdę mogę już pójść.
- Nie przeszkadzasz. Może się czegoś napijesz? Wiem zrobię mam gorącej czekolady!- po czym wstała i udała się do kuchni. Wróciła dość szybko z dwoma kubkami ciemnego, gorącego napoju.
- bardzo mi przykro z powodu twojej mamy….
- Tak. Każdy to mówi!- po raz kolejny Ania weszła jej w słowo- ale tak naprawdę nikomu nie jest przykro, ludzie tak mówią, żeby zrobiło mi się miło, a wgłębi duszy dziękują Bogu, że nie ich to spotkało. Ale to w niczym nie pomaga! Nikt nie wie, co ja czuje!
- Masz racje nikt nie wie i nie jest nawet w stanie wiedzieć, co w tej chwili czujesz. Tylko pamiętaj, że każdy w swoim życiu ma jakiś krzyż, którego nosi na swoim ramieniu. Każdego człowieka życie doświadcza czymś innym.
- To dlaczego mi się trafił akurat taki los, że najpierw tracę tatę, później mamę, a teraz zostaję sama? Gdzie jest sprawiedliwość?
- Na to pytanie ci nie odpowiem, tą odpowiedź zna tylko Bóg, tylko on wie, o co w tym wszystkim chodzi.
- Bóg, Bóg, Bóg… a jeśli jego w ogóle tam nie ma? Łudzimy się tylko, ze nad nami panuję, a tak naprawdę to las o nas decyduje.
- Owszem może tak być i nigdy nie udowodnimy jak jest naprawdę, ale o to właśnie chodzi, bo przecież przy życiu trzyma nas wiara. To od nas zależy, w którą stronę ją pokierujemy. Ja wierze, że Bóg istnieje i że to On nam wyznacza ścieżki w życiu.
- W takim razie na mojej ścieżce jest ogromny pagórek, na który nie dam rady wejść.
- Jeśli się czegoś bardzo chce to można zrobić wszystko
- Właśnie, jeśli się chce, a ja chyba już niczego nie chce. Mam po prostu dosyć, tak o! Mam dość bycia tą najgorszą. Mam dość sytuacji, które dzieją się przeze mnie, bo wszystko to, co najgorsze jest przeze mnie.
- Nie mów tak, to nie prawa.
- Nie? Trzy lata temu, gdy odszedł mój tata… Wie pani, dlaczego? Słyszałam ich rozmowę! Słyszałam na własne uszy, że wszystko się zepsuło, gdy tylko przyszłam na świat, że pokrzyżowałam jego plany, że zmarnował to 15 lat na siedzenie z nami. Nie wiedział, że to słyszałam, może i szkoda. Chciałabym mu spojrzeć wtedy prosto w oczy, ale jednak nie miałam odwagi. Zawalił mi się świat! Nie wie pani jak to jest usłyszeć od ojca, że jesteś dla niego przeszkodą. Wtedy wszystko się zmieniło.
- Ale to nie była twoja wina, nie możesz się tym zadręczać, to była tylko i wyłącznie wina twojego taty, to on od samego początku popełnił błąd. I to była jego wina. Siebie nie masz prawa o to obwiniać.
- A co z mamą? Co tydzień byłam w tym samochodzie, dlaczego teraz odmówiłam? Jakbym nie odmówiła wszystko potoczyłoby się inaczej! Dosłownie wszystko, albo nie doszłoby do wypadku, albo mnie także nie byłoby na tym świecie.
- Nie możesz tak mówić to, że tu jesteśmy coś oznacza. Do jest dar, którym każdy człowiek został obdarowany. Wiem, że teraz nie jest ci lekko, nikomu w takiej sytuacji by nie było. Ale pamiętaj, w życiu nie zawsze jest kolorowo. Jak już wspomniałaś na drodze zdarzają się pagórki i o to w tym wszystkim chodzi, żeby mieć w sobie siłę by na nie się wspiąć, by pokonać swój Everest. O to właśnie w życiu chodzi, żeby nie poddawać się nigdy. Bo o najtrudniejszych chwilach wychodzi słońce i później jest już z górki.
Obie zamilkły, poczym spojrzały na zegarek, a na nim wskazówki pokazywały godzinę piątą. Zasiedziały się, a przecież za nieco ponad dwie godziny trzeba będzie wstać. Tak też się pożegnały.
Ania dużo rozmyślała o tej rozmowie i o przekazie, którym pragnęła się z nią podzielić nauczycielka. Nie od razu wszystko zrozumiała. Potrzebowała czasu by wszystko do niej dotarło, zrozumiała jednak, że śmierć bliskiej osoby nie zawsze oznacza jej utratę. To tylko od nas zależy jak pokierujemy swoim życiem. Jest mnóstwo osób, które dzień w dzień mają swoje, niekoniecznie lepsze od niej życie. W szkole także postanowiła zamienić kilka zdań z panią Moniką. Bardzo pomogło jej pojawienie się takiej osoby w życiu, która szczerze powie, co myśli na dany temat i udzieli kilku życiowych rad.
Po czterech dniach wraz z pomocą krewnych odbył się pogrzeb, na którym Ania wygłosiła mowę żegnając się w niej z mamą. Lecz nie na zawsze:

Nie zdążyłam się nawet z tobą pożegnać! Wiesz jak to bardzo bolało? Wiesz, ile dałabym, za choć jeszcze jedną minutę spędzoną w twoim towarzystwie? Wszystko! Ostatnio mało rozmawiałyśmy, unikałyśmy się nawzajem, to był błąd. Teraz to wiem! Byłam tak zaślepiona sobą, że nie widziałam że mam Ciebie. Żałuję każdego dnia, którego miałam okazje zapytać jak ci miną dzień, a tej okazji nie wykorzystałam. Żałuję każdej chwili, w której pomyślałam, że Cię nienawidzę. Tak przyznaję, odważyłam się tak pomyśleć, byłam tak bezczelna i pomyślałam tak o własnej matce. Przepraszam. Jednak nigdy bym tego nie powiedziała. Kochałam cię! I to bardzo. A teraz już cię nie ma.
Gdyby jednak wszystko potoczyło się trochę inaczej. Gdybym tamtego dnia zdecydowała się jechać z Tobą, gdybym zadała Ci jakiekolwiek pytanie, gdy zapukałaś do mojego pokoju, gdybym prosiła żeby przesunąć ten wyjazd na jutrzejszy dzień…. Gdybym…. Tak wiele mogłam, a tak mało uczyniłam. Brakuje mi Cię! Nawet nie wiesz jak bardzo mi Cię brakuje. Każdego dnia, o każdej godzinie czekam i mam nadzieje, że Cię jeszcze zobaczę, że staniesz w drzwiach i się uśmiechniesz, tak jak zawsze to robiłaś a ja tego nigdy nie dostrzegałam. Tak bardzo bym chciała.
Wiem jednak, że teraz mnie słuchasz. Mam ostatnią prośbę, nie zapomnij o mnie nigdy tak jak i ja nie zapomnę o tobie…  Pewna osoba powiedziała mi, że to od nas zależy kto pozostaje w naszych sercach. W moim na pewno pozostaniesz TY, już na zawsze.

Życie nasze jest takie, że każdy odchodzi. Na mnie też przyjdzie czas i to będzie dzień, w którym Cię zobaczę, lecz jednak niech Bóg zdecyduje, kiedy ta chwila nastąpi. Mi pozostaje tylko czekać. Kocham Cię Mamo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz