„Przyjaciele moi i przyjaciółki!Nie odkładajcie na później ani piosenek, ani egzaminów, ani dentysty, a przede wszystkim nie odkładajcie na później miłości.Nie mówcie jej "przyjdź jutro, przyjdź pojutrze, dziś nie mam dla ciebie czasu". Bo może się zdarzyć, że otworzysz drzwi, a tam stoi zziębnięta staruszka i mówi "Przepraszam, musiałam pomylić adres..." I pstryk, iskierka gaśnie.”

sobota, 5 października 2013

Life is brutal

         Szkoła. Jedna lekcja, potem druga i tak dalej. Aż w końcu religia. Nie ma księdza, więc mamy zastępstwo. Okazuje się, że przyjdzie pani bibliotekarka. Myślę: spoko, może pójdziemy do biblioteki albo coś. A potem załamka. Wchodzimy do klasy, jeszcze nic straconego. Pani niesie jakieś płyty w dużym pudle z napisem ,,Filmoteka Szkolna’’, to może coś zapuści. No i tu trafiłam w sedno sprawy. Na początku kilka słów o filmie, że nakręcony w 2001 r., że krótkometrażowy, że etiuda, że polski kandydat do Oskara i takie tam. Nazwisko reżysera – Sławomir Fabicki – nic mi nie mówi. A potem pada hasło: czarno-biały. Nieeee, tylko nie to!!! Nienawidzę takich filmów! Ale ok., jakoś damy radę, w końcu nie mam innego wyjścia.  No i koniec gadania. Głośniki podkręcone, duży ekran gotowy, zapada ciemność. Seans czas zacząć! Niejaka „Męska sprawa”. Muszę przyznać, że już sam tytuł kojarzy mi się kiepsko. Przecież jak męskie to pewnie o samochodach, jakichś wyścigach, robotach, przecież to nie dla mnie... Ale czekam, bo nigdy nic nie wiadomo, nie oceniajmy filmu po tytule…
Mija minuta po minucie. Oglądamy. Cisza, kompletna cisza. (W naszej klasie to niecodzienne zjawisko) I coraz szerzej otwieramy oczy, każdy na swój sposób wchodzi w świat filmu. Nawet nie wiem, kiedy mija 26 minut. Koniec, światła włączone, a ja nadal patrzę w ekran, chociaż już dawno lecą napisy. Czuję takie wewnętrzne zamurowanie, zawieszenie, coś dziwnego... Ta dwudziestokilkuminutowa etiuda zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Nigdy wcześniej nie sądziłam, że tak krótki film może człowiekowi przekazać tyle różnorodnych myśli. Pełno pytań w głowie… „Dlaczego tak jest?”, „Dlaczego ludzie są tak bezmyślni?”, ,,Dlaczego krzywdzą niewinne dzieci?’’, a na końcu najważniejsze: „Co będzie dalej, jak to się wszystko skończy?” Odpowiedzi raczej nie poznam na żadne z nich, ale o to właśnie chodzi w dobrym filmie, ma skłonić do myślenia, do zadawania pytań, nawet jeśli to są pytania bez odpowiedzi.
Bądźmy szczerzy, temat, który poruszył reżyser, jest bardzo powszechnym problemem. Ukazanie przemocy rodzinnej nie jest łatwe, a co dopiero w tak krótkim filmie. Bartek grany wiarygodnie przez debiutanta Bartosza Idczaka, jest 13-letnim chłopakiem, gra w piłkę nożną w szkolnej drużynie, nie jest zbyt grzecznym uczniem. Ma młodszego brata, mamę i… tatę. Na pozór, zwykła rodzinka jakich wiele dookoła. Chłopak ma także swojego czworonożnego przyjaciela, który wabi się Bukiet. To, co ich łączy, to sposób, w jaki obchodzi się z nimi życie – brutalny i niesprawiedliwy. Bukiet jest stary, schorowany, przebywa w schronisku, gdzie ma zostać uśpiony. Ojciec Bartka właśnie na synu odreagowuje swoje niepowodzenia. 13-latek znosi po męsku wszystkie ciosy zadawane skórzanym pasem. Matka jest bezradna niczym plastikowe lalki, których składaniem zarabia na życie. Bartek cierpi, ale ukrywa blizny pod dresem, nie chce, żeby ktoś się nad nim litował. Bardzo mocna jest scena będąca punktem kulminacyjnym, gdy wuefista Bartka (świetna rola Mariusza Jakusa) odkrywa jego skrywaną tajemnicę. Emocje sięgają wtedy zenitu. Czy rzeczywiście nauczyciel będzie aniołem stróżem nastolatka? Czy udźwignie ten ciężar?

Tego nie wiem, jednak dla mnie ważne jest to, że reżyser poddał ostrej krytyce świat dorosłych. Sami nie radzą sobie z własnym życiem, nie mówiąc już o odpowiedzialnym wychowywaniu dzieci. To, co dla mnie jest najbardziej ujmujące w obrazie Fabickiego to szczerość i demaskowanie obłudy. Pokazuje ,,ciemne’’ strony życia (nieprzypadkowo obraz jest czarno-biały), tak chętnie skrywane w kolorowych telenowelach, które aż mdlą od nadmiaru lukru. Fabicki tymczasem mówi: life is brutal. Przemoc w rodzinie to fakt i nie można się oszukiwać, że tak nie jest. Nie można zamykać oczu i uszu na to, co dookoła. Może to właśnie za ścianą rozgrywa się dramat. Dlatego też film ,,Męska sprawa’’ odbieram jako protest wobec społecznej znieczulicy. Ma wstrząsać i rzeczywiście to robi. Niesamowity, wręcz symboliczny jest dla mnie kadr z ostatnich sekund filmu. Oczy dziecka i psa wyrażające... no właśnie, tego nie będę już zdradzać. To trzeba obejrzeć. Koniecznie. A ja mam nadzieję, że na kolejnym zastępstwie również ujrzę pakiet ,,Filmoteki Szkolnej’’.

 p.s Z podziękowaniami dla p. Uli za wniesione poprawki :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz