Tego roku było piękne i
gorące lato. Słońce wbijało się na niebo z samego rana i nie dawało ludziom
chwili wytchnienia, a temperatura sięgała nieraz nawet do 45 stopni. Efektem
takiej upalnej pogody były częste burze, które niestety nie przynosiły
pozytywnych skutków dla ludzi. Wiadomości huczały o informacjach, w których
można było usłyszeć o częstych pożarach domów, które później były już
nieodpowiednie do zamieszkania, powyrywanych i połamanych drzewach i innych
różnych nieprzyjemnych sytuacjach.
Taki przykry los spotkał całą Polskę. W
ostatnim tygodniu w wyniku uderzeń piorunów zapaliło się kilkadziesiąt domów,
łąk i pól. Pewnego dnia doszło do pożaru
w małym miasteczku. Poszkodowany został mały, już dawno opuszczony jego przez
mieszkańców domek. Były to co prawda małe straty dla miasta, bowiem chatka stoi
już od około dziesięciu lat pusta i nikt się nią nie interesował. Choć nie do
końca nikt. Jak się okazuje, że dla
jednej osoby było to wszystko. W ukryciu przed wszystkimi w opuszczonym domku od
pewnego czasu samotnie zamieszkiwał
chłopak.
Miał około jedenastu lat i na imię
Filip. Jak na swój wiek był szczupły i
niewysoki. Na głowie miał ciemne loczki, a swoim rozbrajającym wzrokiem i
oczami koloru zielonego potrafi przekonać do swojej osoby dużą liczbę osób. Był
dzieckiem niezwykle utalentowanym. Potrafił rozmawiać nawet z obcymi osobami
jakby to byli jego najlepsi znajomi. Był odważny i mało kiedy się czegoś bał.
Uważał, że co ma być to będzie, a liczy się chwila obecna. Nie ważne co się
wydarzy jutro, ważne co jest dzisiaj. Tu i teraz. Bo liczy się chwila i trzeba
sprawić wszystko, żeby to ona była piękna. Mimo to że chłopak nic nie miał
oprócz togo co na sobie, to potrafił się cieszyć z tego co go otacza.
Pomimo tak małego wieku żył samotnie
lecz mimo to dobrze sobie radził. Potrafił zrobić coś z niczego. Na co dzień
nie jadł dużo lecz tylko to, co udało mu się zdobyć. A jak? Znajdował różne
sposoby. Z rana najczęściej udawał się na targowisko, gdzie umiał dobrze
porozmawiać ze sprzedawcami i zawsze coś wyskrobał. W godzinach późniejszych
nieraz coś zarobił, a nieraz po prostu ukradł, co wychodziło mu całkiem
nieźle.
W dniu gdy chatka uległa okropnemu
zniszczeniu i nic z niej nie zostało, chłopiec przeżył koszmar. Widok, który
zobaczył go przeraził. Chłopak się załamał. Tego dnia nie wiedział co ze sobą
zrobić. To była jedyna rzecz, która nie do końca była jego, ale traktował jak
swoją. Oprócz tej chatki przecież nie miał nic. Filip po stracie domu stracił
także nadzieje. Nie miał gdzie się podziać i co ze sobą zrobić. Po chwili
zastanowienia stwierdził, że jedynym wyjściem byłoby się poddać. Tak po prostu.
Albo wsiąść w pociąg i odjechać, gdzieś, nie wiadomo dokąd i nie wracać.
Tą noc spędził na plaży przy brzegu
stawu. Woda nocą o blasku księżyca była piękna. Postanowił poddać się nocy.
Zapatrzony i zasłuchany w szum wody zasnął. Śnił o pięknym domku z ogródkiem i
mile spędzanym czasem z przyjaciółmi, których w rzeczywistości nie ma. Gdy
nadszedł poranek Filip z ogromną pustką w całym ciele postanowił, że musi cos
zrobić, choć jeszcze nie wie co. Udał się na spacer. Chodził ulicami miasta bez
celu. Mijał sklepy z różnymi wyprzedażami i promocjami. Mijał ludzi którzy
gdzieś gnali, niewiadomo dokąd i w jakim celu. Doszedł do rynku, gdzie usiadł i
rozmyślał. Tak mu mijały minuty, aż w
pewnym momencie podszedł do niego ksiądz. Chłopak nie miał ochoty na rozmowę i
nawet się nie uśmiechnął, w przeciwności do przybysza.
-Witam młodego człowieka- powiedział z entuzjazmem.
Chłopak odpowiedział milczeniem.
-Widzę że nie masz ochoty rozmawiać- odezwał się po krótkim czasie ponownie
ksiądz- no cóż i tak bywa. Widzę że cię coś trapi. Może jednak chciałbyś porozmawiać?
- Nie dzięki, poradzę sobie!
- W to nie wątpię, ale lepiej dla duszy człowieka jest z kimś porozmawiać.
- Super- odpowiedział z ironią Filip
-Oj to chyba coś poważnego. Posłuchaj, nie znam cię, ale podejrzewam, że jesteś
bardzo mądrym chłopakiem i nic złego nie uczyniłeś. Nie chcesz ze mną
rozmawiać? Ok, przecież mnie nie znasz. Mieszkam tu, na rynku, a dokładnie tam-
wskazał palcem okno swojego mieszkania- obserwowałem cię. Siedzisz tu już chyba
od ponad godziny, sam i na dodatek smutny. Może nie jesteś tego świadom ale
wierz mi, że rozmowa pomaga. Nieraz wystarczy się otworzyć na drugiego
człowieka i wszystko będzie bardziej kolorowe. Masz jednak prawo mi nie ufać.
Rozumiem. To chociaż zaufaj Bogu. On tam jest, w twoim sercu. Porozmawiaj z nim.
On wszystkich wysłuchuje i każdemu pomaga. Uwierz w niego a świat stanie dla
ciebie otworem.
- To bez sensu! – Powiedział Filip po czym wstał i odszedł.
Mężczyzna jednak wierzył że chłopak go posłucha, że pomyśli nad jego słowami i
gdy następnym razem go spotka będzie szczęśliwszy. Chłopak natomiast udał się
najdłuższą z możliwych dróg w miejsce gdzie spędził swoją ostatnią noc. Był
słoneczny, gorący dzień i zamierzał się odświeżyć w stawie i oddać w ręce wody.
Następnego dnia nic nie uległo zmianie.
Chatka nie powstała z popiołów a Filip był na skraju załamania nerwowego, nie
widział sensu w dalszym swoim istnieniu. Postanowił powtórzyć sytuacje z dnia
poprzedniego i wybrał się na przechadzkę po mieście. Najpierw udał się na targ
gdzie już nie zagadując znanych już sobie z twarzy ludzi zabrał bez pozwolenia
kilka owoców i nimi napełnił swój żołądek. Nad miastem tego dnia słońce było za
chmurami i jakby nawet zbierało się na deszcz. Chłopak miał w głowie słowa
księdza, które dawały mu do myślenia. Szedł przed siebie. Doszedł do rynku i
spojrzał na okna wskazane poprzedniego dnia przez rozmówcę. Szedł i myślał.
Skręcił w jedną z ulic i jakimś cudem coś go pociągnęło w stronę kościoła. Sam
nie wiedział dlaczego to robi. Czuł jakby siła wewnętrzna go tam zaciągnęła.
Usiadł w ławce i zaczął wpatrywać się w ołtarz oraz zastanawiać czy dobrze
robi. Siedział tak z dziesięć minut, aż w pewnym momencie ujrzał znajomą twarz.
Ksiądz był wysokim mężczyzną o
kruczoczarnych włosach i piwnych oczach. Nosił okulary, a na twarzy miał
wypisany uśmiech. Widać, że był człowiekiem zadowolonym z życia i cieszył się
nim jak tylko mógł. Pragnął przekonać do tego także ludzi spotykanych na
ulicach, czy też w kościele. Lubił rozmawiać z dziećmi i młodzieżą, to także z
nich czerpał energię i radość do życia.
Filip gdy tylko go ujrzał w
przeciwieństwie do dnia poprzedniego uśmiechnął się i spojrzał mu w oczy.
Ksiądz się ucieszył na widok chłopaka. Od razu skierował się w jego stronę, a
następnie usiadł koło niego w ławce.
-Dzień dobry- powiedział chłopak.
-Witaj- odpowiedział jak zawsze z uśmiechem ksiądz.
Zapadła krótka cisza, obaj wpatrywali się w ołtarz. Nagle odezwał się Filip.
-Jego niema.
- Mówisz o Bogu?
-Tak, on nie istnieje.
- Oj mylisz się młody człowieku.
- A może to ci wszyscy ludzie się mylą, włącznie z księdzem? Przecież jakby
istniał Bóg to nie było by tego wszystkiego. Nie było by przykrości i smutku.
Żyłoby się lepiej i wszyscy byli by szczęśliwi.
- Ja się nie mylę. Ja wiem co mówię. Przecież jakbyś nie wierzył, że on
istnieje to byś tu nie przyszedł. Dlaczego więc to zrobiłeś, dlaczego się
zjawiłeś w jego domu, jeżeli jego nie ma?
- Ne wiem. Coś mnie przyciągnęło. Sam nie wiem jak to się stało.
- A nie pomyślałeś że to właśnie Bóg? Że on chciał abyś się tu znalazł i
zobaczył że świat nie zawsze jest taki, jaki go widzimy?
-Ale przecież ja to wiem.
- To dlaczego widzę wypisany smutek na tej pięknej twarzyczce?
- Co ksiądz chce? Przecież się uśmiecham.
- Uśmiechają się usta, a w oczach masz wypisany ból. To widać i tego ukryć się
nie da, a przynajmniej nie przede mną.
Chłopak milczał, po czym ksiądz ciągnął dalej
- Wyduś to z siebie. Nie możesz wszystkiego kłębić w środku, bo w końcu będzie
tego wszystkiego za dużo. A przecież co za dużo to nie zdrowo.
- Ale co ja mam księdzu powiedzieć?
- Co tylko chcesz.
- Ale ja księdza nie znam i nie mam pewności że mogę księdzu zaufać. Ja już
nikomu nie mogę zaufać.
- Faktycznie, przecież się nie przedstawiłem. Jestem Piotr.
-Filip- odparł chłopak.
- Więc co cię trapi?
Chłopak milczał. Spojrzeli sobie prosto w oczy i Filipowi zaczęły spływać łzy.
Piotr podał mu chusteczkę.
- Dziękuję.
- Wiesz co, zostawię cię tu teraz, abyś miał czas porozmawiać z Bogiem. I
uwierz- on istnieje. Tylko trzeba wierzyć, a wiara potrafi czynić cuda. A co do
tego nie mam żadnych wątpliwości. Otwórz swoje serce na świat. Pamiętaj Bóg
jest wszędzie i on nas obserwuje.
- A jeżeli jest Bóg, to dlaczego dzieją się nieszczęścia na świecie.
- Bo jest i diabeł.
- Diabła nie ma.
- Dlaczego tak sądzisz?
- No bo jeżeli Bóg stworzył świat i człowieka. Wszystko od podstaw, to chyba
nie stworzyłby też ciemnej strony mocy… Czyli diabła, bo chciałby aby na
świecie panował pokój.
- A kto powiedział że diabła stworzył Bóg?
- A skąd by się wziął?
- A skąd się wziął Bóg?
Obaj uznali to pytanie za retoryczne i po raz kolejny zapadła cisza. Po chwili
Piotr się ruszył.
- Mógłby ksiądz jeszcze chwilę ze mną posiedzieć?
- A czy oby na pewno tego chcesz?
-Tak.
Filip opowiedział swojemu rozmówcy o tym co mu się przytrafiło podczas
ostatnich kilku dni. W trakcie opowiadanie nie próbował nawet zatrzymywać łez.
Wierzył w słowa księdza, że to może pomóc, że gdy wydusi to z siebie będzie mu
lepiej.
Po zakończeniu swojej opowieści o przygodach
z ostatnich kilku dni Filip zamilknął. Ksiądz także milczał wpatrując się z
załzawione oczy chłopca.
- Już nie płacz- odezwał się w końcu ksiądz po czym przytulił chłopca.
Gdy sytuacja się trochę uspokoiła odezwał się Piotr:
- Jednak czegoś jeszcze w twojej historii nie rozumiem.
- Czego?
- Jesteś młodym chłopcem, praktycznie jeszcze dzieckiem. Jak to się stało że
jesteś sam w tym mieście? Dlaczego zamieszkiwałeś tą chatkę samotnie? Gdzie
masz rodziców?
- Ja nie mogę powiedzieć.
- A to z jakiego powodu?
- Bo ksiądz powie komuś, bo ja będę musiał wrócić. A ja nie chce tam wracać!
Rozumie ksiądz? Ja nie chce! I nikt mnie nie zmusi!
- Dobrze, spokojnie. Nigdzie nie musisz wracać. Tylko powiedz gdzie i dlaczego.
Chłopak milczał.
-Moja mama zginęła w wypadku- wydusił z siebie Filip- Kilka miesięcy temu.
Straciłem wtedy najważniejszą osobę w swoim życiu. Wie ksiądz jak to jest? Nie
wie ksiądz! I teraz powie ksiądz głupie „będzie dobrze”, ale wcale nie będzie
dobrze. Już nigdy nie będzie dobrze! Nasłuchałem się tego dużo razy. I jakoś w
dalszym ciągu nie jest dobrze! Ja znalazłem się tutaj. Pozbierałem się po
śmierci mamy. Nawet chciało mi się żyć, odnalazłem się. A teraz znowu coś
straciłem. Ja zawsze tracę. Dlaczego ja? Ja już mam dosyć tego wszystkiego! Nie
chce mi się tak żyć, nie chcę więcej cierpieć! Chciałbym o wszystkim zapomnieć.
O życiu i o problemach! Tak raz na zawsze. Odejść, tak po prostu.
- Chłopcze nie zapędzaj się. Nie wolno odejść. Każdy ma na tym świece jakąś
misję do spełnienia.
- A co jeśli ja swoją już spełniłem? Co jeżeli przyszła na mnie kolej, a to
wszystko to są tylko znaki.
- Ja bym to inaczej nazwał. Mi się wydaje że to jest taka próba wytrwania. Bóg
sprawdza jakim jesteś silnym chłopakiem. Wypuścił cię na głębie i sprawdza
twoją siłę.
- No to już sprawdził, że ze mnie siła wybyła.
- Ależ nie, bo nadal tu jesteś, nadal walczysz.
- Ale już mam dosyć.
- Ale coś cię trzyma. W głębi duszy chcesz żyć! Tylko należy w to uwierzyć.
Musisz sprawić aby było kolorowo, alby życie znowu się do ciebie uśmiechnęło.
-Tylko, że ja już ni mam siły walczyć. Chce się poddać i już więcej nie
cierpieć.
- Chcesz być takim tchórzem?
- Może tylko to mi pozostało.
- Zostało ci bardzo dużo, tylko musisz w to uwierzyć. Jesteś młody i
praktycznie całe życie przed tobą. Pomyśl nad tym. A tak zmieniając temat.
Twoja mama nie żyję, a co w tatą?
- Nie wiem.
- Jak to?
- Nie znałem go nigdy. Mama mi mówiła że gdy się dowiedział o mnie zapadł się
pod ziemię.
- A reszta rodziny?
- Byłem jedynakiem, Dzidkowie nie żyją już dawno, a jedyna krewna mamy
wyjechała gdzieś za granice i nie ma z nią kontaktu. Chyba nawet zmieniła
nazwisko.
- Wiesz że nie możesz tu zostać sam?
- Ale ja musze. Nie chce iść do domu dziecka. Przecież to nie ma sensu. Ja nie
mam sensu.
- Nie mów głupot! Jest już późno. Chodź idziemy.
- Gdzie? Ja nigdzie nie idę!
- Chodź, nie marudź. Idziemy do mnie. Zjemy coś i przedyskutujemy twoją
sytuacje.
Udali się razem do mieszkania księdza,
po czym zjedli obiad. Chłopak był bardzo zmęczony i położył się spać. Spał aż
do rana. Gdy się zbudził, Piotra akurat nie było. Postanowił trochę rozejrzeć
się po mieszkaniu. Wszedł do gabinetu i stanął przy biurku. Zaczął oglądać
papiery.
- Nie ładnie grzebać w cudzej korespondencji- usłyszał za sobą głos księdza.
- Ja nie chciałem… To znaczy przepraszam. Nie powinienem tu wchodzić, ale tak…
Już sobie idę.
- Spokojnie, kolego już się nie tłumacz. A, i nigdzie nie idziesz. Znaczy
idziesz ale do łazienki się wymyć i przebrać-Piotr rzucił w Filipa reklamówką z
ubraniami- mam nadzieje że coś będzie na ciebie pasować.
- Ale ja nie mogę tego przyjąć.
- A niby dlaczego?
- No bo…- chłopak nie wiedział co powiedzieć- … bo z jakiej racji?
- Z takiej że dostałeś to ode mnie i nie marudź za dużo, łazienka czeka.
- Naprawdę nie mogę.
- Jeśli podasz mi sensowny powód dlaczego, to wtedy to zrozumiem, a tak musisz
to przyjąć.
Chłopak się podał i ruszył w kierunku
łazienki. Wziął długą kąpiel, po czym ubrał się w nowe ubrania, które pasowały
idealnie. Gdy wyszedł z łazienki ksiądz czekał ze śniadaniem. Zasiedli razem do
stołu i kosztowali świeżego chleba.
- Wiesz że musimy coś z tym zrobić?
- Z czym?
- Z tobą. Nie możesz zostać tutaj, choć nie powiem miło by było i także nie
możesz zostać na ulicy.
Chłopak posmutniał.
- Jedynym rozwiązaniem w tym przypadku jest dom dziecka. Trzeba iść na policję
bo…
- Nie możemy, bo na pewno mnie szukają. – przerwał chłopak.
- No i właśnie o to chodzi. Oni będą wiedzieć co z tobą zrobić.
- Ale ja nie chce.
- Uwierz mi tam nie jest strasznie. Niedługo na pewno znajdą ci wspaniałą
rodzinę, bo przecież jesteś bardzo mądrym chłopcem.
- A jeśli nie?
- To i tak cię będę odwiedzał. No chyba że nie będziesz chciał.
- Zawsze będę chciał. Dziękuję księdzu.
- Za co?
- Za wszystko, za pomoc.
- Ależ nie ma potrzeby. Wystarczy jak zaczniesz cieszyć się życiem i jak
zmienisz nastawienie do niego. Bo życie jest piękne.
- Nie zawsze.
- No tak może i nie zawsze, ale zawsze wszystko się naprawia i prostuje.
- Tak ksiądz myśli?
- Jestem tego nawet pewien.
Po śniadaniu obaj udali się na policję, gdzie
okazało się że chłopak jest poszukiwany. Po wszystkich formalnościach które
trochę trwały zabrali chłopca do jednego z budynków nazywającego się „dom
dziecka”. Znajdował się on w tym samym mieście, więc często mógł się widywać z
księdzem.
Z dnia na dzień, z każdym spotkaniem
ich przyjaźń stawała się mocniejsza. Chłopak powoli zaczynał cieszyć się życiem
i zapominał o wszystkich smutkach. Nie myślał o złych momentach, a życie stało
się kolorowe. Piotr tłumaczył mu na czym polega życie i że nawet najgorsze
sytuacje trzeba znosić.
Bo życie jest ulotne. Raz jest, a za
chwile możemy je stracić. Najważniejsze jest umieć przetrwać burzę, bo po
każdej burzy wychodzi słońce. Należy cieszyć się każdą możliwą minutą, bo nigdy
nie wiemy ile nam ich zostało. Należy szukać wsparcia w ludziach. Traktować
przyjaźń za rzecz bardzo ważną i nigdy z niej nie żartować. Starajmy się
zauważać ludzi wokół siebie. Starajmy się ich zrozumieć, bo nigdy nie wiemy
jaki los ich trafił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz