„Przyjaciele moi i przyjaciółki!Nie odkładajcie na później ani piosenek, ani egzaminów, ani dentysty, a przede wszystkim nie odkładajcie na później miłości.Nie mówcie jej "przyjdź jutro, przyjdź pojutrze, dziś nie mam dla ciebie czasu". Bo może się zdarzyć, że otworzysz drzwi, a tam stoi zziębnięta staruszka i mówi "Przepraszam, musiałam pomylić adres..." I pstryk, iskierka gaśnie.”

sobota, 5 października 2013

Na wyciągnięcie ręki


Tego roku było piękne i gorące lato. Słońce wbijało się na niebo z samego rana i nie dawało ludziom chwili wytchnienia, a temperatura sięgała nieraz nawet do 45 stopni. Efektem takiej upalnej pogody były częste burze, które niestety nie przynosiły pozytywnych skutków dla ludzi. Wiadomości huczały o informacjach, w których można było usłyszeć o częstych pożarach domów, które później były już nieodpowiednie do zamieszkania, powyrywanych i połamanych drzewach i innych różnych nieprzyjemnych sytuacjach.
   Taki przykry los spotkał całą Polskę. W ostatnim tygodniu w wyniku uderzeń piorunów zapaliło się kilkadziesiąt domów, łąk i pól.  Pewnego dnia doszło do pożaru w małym miasteczku. Poszkodowany został mały, już dawno opuszczony jego przez mieszkańców domek. Były to co prawda małe straty dla miasta, bowiem chatka stoi już od około dziesięciu lat pusta i nikt się nią nie interesował. Choć nie do końca nikt.  Jak się okazuje, że dla jednej osoby było to wszystko. W ukryciu  przed wszystkimi w opuszczonym domku od pewnego czasu samotnie  zamieszkiwał chłopak. 
   Miał około jedenastu lat i na imię Filip.  Jak na swój wiek był szczupły i niewysoki. Na głowie miał ciemne loczki, a swoim rozbrajającym wzrokiem i oczami koloru zielonego potrafi przekonać do swojej osoby dużą liczbę osób. Był dzieckiem niezwykle utalentowanym. Potrafił rozmawiać nawet z obcymi osobami jakby to byli jego najlepsi znajomi. Był odważny i mało kiedy się czegoś bał. Uważał, że co ma być to będzie, a liczy się chwila obecna. Nie ważne co się wydarzy jutro, ważne co jest dzisiaj. Tu i teraz. Bo liczy się chwila i trzeba sprawić wszystko, żeby to ona była piękna. Mimo to że chłopak nic nie miał oprócz togo co na sobie, to potrafił się cieszyć z tego co go otacza.
   Pomimo tak małego wieku żył samotnie lecz mimo to dobrze sobie radził. Potrafił zrobić coś z niczego. Na co dzień nie jadł dużo lecz tylko to, co udało mu się zdobyć. A jak? Znajdował różne sposoby. Z rana najczęściej udawał się na targowisko, gdzie umiał dobrze porozmawiać ze sprzedawcami i zawsze coś wyskrobał. W godzinach późniejszych nieraz coś zarobił, a nieraz po prostu ukradł, co wychodziło mu całkiem nieźle.  
   W dniu gdy chatka uległa okropnemu zniszczeniu i nic z niej nie zostało, chłopiec przeżył koszmar. Widok, który zobaczył go przeraził. Chłopak się załamał. Tego dnia nie wiedział co ze sobą zrobić. To była jedyna rzecz, która nie do końca była jego, ale traktował jak swoją. Oprócz tej chatki przecież nie miał nic. Filip po stracie domu stracił także nadzieje. Nie miał gdzie się podziać i co ze sobą zrobić. Po chwili zastanowienia stwierdził, że jedynym wyjściem byłoby się poddać. Tak po prostu. Albo wsiąść w pociąg i odjechać, gdzieś, nie wiadomo dokąd i nie wracać.
   Tą noc spędził na plaży przy brzegu stawu. Woda nocą o blasku księżyca była piękna. Postanowił poddać się nocy. Zapatrzony i zasłuchany w szum wody zasnął. Śnił o pięknym domku z ogródkiem i mile spędzanym czasem z przyjaciółmi, których w rzeczywistości nie ma. Gdy nadszedł poranek Filip z ogromną pustką w całym ciele postanowił, że musi cos zrobić, choć jeszcze nie wie co. Udał się na spacer. Chodził ulicami miasta bez celu. Mijał sklepy z różnymi wyprzedażami i promocjami. Mijał ludzi którzy gdzieś gnali, niewiadomo dokąd i w jakim celu. Doszedł do rynku, gdzie usiadł i rozmyślał.  Tak mu mijały minuty, aż w pewnym momencie podszedł do niego ksiądz. Chłopak nie miał ochoty na rozmowę i nawet się nie uśmiechnął, w przeciwności do przybysza. 
-Witam młodego człowieka- powiedział z entuzjazmem.
Chłopak odpowiedział milczeniem.
-Widzę że nie masz ochoty rozmawiać- odezwał się po krótkim czasie ponownie ksiądz- no cóż i tak bywa. Widzę że cię coś trapi. Może jednak chciałbyś porozmawiać?
- Nie dzięki, poradzę sobie!
- W to nie wątpię, ale lepiej dla duszy człowieka jest z kimś porozmawiać.
- Super- odpowiedział z ironią Filip
-Oj to chyba coś poważnego. Posłuchaj, nie znam cię, ale podejrzewam, że jesteś bardzo mądrym chłopakiem i nic złego nie uczyniłeś. Nie chcesz ze mną rozmawiać? Ok, przecież mnie nie znasz. Mieszkam tu, na rynku, a dokładnie tam- wskazał palcem okno swojego mieszkania- obserwowałem cię. Siedzisz tu już chyba od ponad godziny, sam i na dodatek smutny. Może nie jesteś tego świadom ale wierz mi, że rozmowa pomaga. Nieraz wystarczy się otworzyć na drugiego człowieka i wszystko będzie bardziej kolorowe. Masz jednak prawo mi nie ufać. Rozumiem. To chociaż zaufaj Bogu. On tam jest, w twoim sercu. Porozmawiaj z nim. On wszystkich wysłuchuje i każdemu pomaga. Uwierz w niego a świat stanie dla ciebie otworem.
- To bez sensu! – Powiedział Filip po czym wstał i odszedł.
Mężczyzna jednak wierzył że chłopak go posłucha, że pomyśli nad jego słowami i gdy następnym razem go spotka będzie szczęśliwszy. Chłopak natomiast udał się najdłuższą z możliwych dróg w miejsce gdzie spędził swoją ostatnią noc. Był słoneczny, gorący dzień i zamierzał się odświeżyć w stawie i oddać w ręce wody. 
   Następnego dnia nic nie uległo zmianie. Chatka nie powstała z popiołów a Filip był na skraju załamania nerwowego, nie widział sensu w dalszym swoim istnieniu. Postanowił powtórzyć sytuacje z dnia poprzedniego i wybrał się na przechadzkę po mieście. Najpierw udał się na targ gdzie już nie zagadując znanych już sobie z twarzy ludzi zabrał bez pozwolenia kilka owoców i nimi napełnił swój żołądek. Nad miastem tego dnia słońce było za chmurami i jakby nawet zbierało się na deszcz. Chłopak miał w głowie słowa księdza, które dawały mu do myślenia. Szedł przed siebie. Doszedł do rynku i spojrzał na okna wskazane poprzedniego dnia przez rozmówcę. Szedł i myślał. Skręcił w jedną z ulic i jakimś cudem coś go pociągnęło w stronę kościoła. Sam nie wiedział dlaczego to robi. Czuł jakby siła wewnętrzna go tam zaciągnęła. Usiadł w ławce i zaczął wpatrywać się w ołtarz oraz zastanawiać czy dobrze robi. Siedział tak z dziesięć minut, aż w pewnym momencie ujrzał znajomą twarz. 
   Ksiądz był wysokim mężczyzną o kruczoczarnych włosach i piwnych oczach. Nosił okulary, a na twarzy miał wypisany uśmiech. Widać, że był człowiekiem zadowolonym z życia i cieszył się nim jak tylko mógł. Pragnął przekonać do tego także ludzi spotykanych na ulicach, czy też w kościele. Lubił rozmawiać z dziećmi i młodzieżą, to także z nich czerpał energię i radość do życia.
   Filip gdy tylko go ujrzał w przeciwieństwie do dnia poprzedniego uśmiechnął się i spojrzał mu w oczy. Ksiądz się ucieszył na widok chłopaka. Od razu skierował się w jego stronę, a następnie usiadł koło niego w ławce.
-Dzień dobry- powiedział chłopak.
-Witaj- odpowiedział jak zawsze z uśmiechem ksiądz. 
Zapadła krótka cisza, obaj wpatrywali się w ołtarz. Nagle odezwał się Filip.
-Jego niema.
- Mówisz o Bogu?
-Tak, on nie istnieje. 
- Oj mylisz się młody człowieku. 
- A może to ci wszyscy ludzie się mylą, włącznie z księdzem? Przecież jakby istniał Bóg to nie było by tego wszystkiego. Nie było by przykrości i smutku. Żyłoby się lepiej i wszyscy byli by szczęśliwi.
- Ja się nie mylę. Ja wiem co mówię. Przecież jakbyś nie wierzył, że on istnieje to byś tu nie przyszedł. Dlaczego więc to zrobiłeś, dlaczego się zjawiłeś w jego domu, jeżeli jego nie ma?
- Ne wiem. Coś mnie przyciągnęło. Sam nie wiem jak to się stało. 
- A nie pomyślałeś że to właśnie Bóg? Że on chciał abyś się tu znalazł i zobaczył że świat nie zawsze jest taki, jaki go widzimy?
-Ale przecież ja to wiem.
- To dlaczego widzę wypisany smutek na tej pięknej twarzyczce? 
- Co ksiądz chce? Przecież się uśmiecham. 
- Uśmiechają się usta, a w oczach masz wypisany ból. To widać i tego ukryć się nie da, a przynajmniej nie przede mną. 
Chłopak milczał, po czym ksiądz ciągnął dalej
- Wyduś to z siebie. Nie możesz wszystkiego kłębić w środku, bo w końcu będzie tego wszystkiego za dużo. A przecież co za dużo to nie zdrowo.
- Ale co ja mam księdzu powiedzieć?
- Co tylko chcesz.
- Ale ja księdza nie znam i nie mam pewności że mogę księdzu zaufać. Ja już nikomu nie mogę zaufać.
- Faktycznie, przecież się nie przedstawiłem. Jestem Piotr. 
-Filip- odparł chłopak.
- Więc co cię trapi?
Chłopak milczał. Spojrzeli sobie prosto w oczy i Filipowi zaczęły spływać łzy. Piotr podał mu chusteczkę. 
- Dziękuję.
- Wiesz co, zostawię cię tu teraz, abyś miał czas porozmawiać z Bogiem. I uwierz- on istnieje. Tylko trzeba wierzyć, a wiara potrafi czynić cuda. A co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Otwórz swoje serce na świat. Pamiętaj Bóg jest wszędzie i on nas obserwuje.
- A jeżeli jest Bóg, to dlaczego dzieją się nieszczęścia na świecie.
- Bo jest i diabeł.
- Diabła nie ma.
- Dlaczego tak sądzisz?
- No bo jeżeli Bóg stworzył świat i człowieka. Wszystko od podstaw, to chyba nie stworzyłby też ciemnej strony mocy… Czyli diabła, bo chciałby aby na świecie panował pokój. 
- A kto powiedział że diabła stworzył Bóg?
- A skąd by się wziął?
- A skąd się wziął Bóg?
Obaj uznali to pytanie za retoryczne i po raz kolejny zapadła cisza. Po chwili Piotr się ruszył.
- Mógłby ksiądz jeszcze chwilę ze mną posiedzieć?
- A czy oby na pewno tego chcesz? 
-Tak.
Filip opowiedział swojemu rozmówcy o tym co mu się przytrafiło podczas ostatnich kilku dni. W trakcie opowiadanie nie próbował nawet zatrzymywać łez. Wierzył w słowa księdza, że to może pomóc, że gdy wydusi to z siebie będzie mu lepiej. 
   Po zakończeniu swojej opowieści o przygodach z ostatnich kilku dni Filip zamilknął. Ksiądz także milczał wpatrując się z załzawione oczy chłopca. 
- Już nie płacz- odezwał się w końcu ksiądz po czym przytulił chłopca. 
Gdy sytuacja się trochę uspokoiła odezwał się Piotr:
- Jednak czegoś jeszcze w twojej historii nie rozumiem.
- Czego?
- Jesteś młodym chłopcem, praktycznie jeszcze dzieckiem. Jak to się stało że jesteś sam w tym mieście? Dlaczego zamieszkiwałeś tą chatkę samotnie? Gdzie masz rodziców?
- Ja nie mogę powiedzieć.
- A to z jakiego powodu?
- Bo ksiądz powie komuś, bo ja będę musiał wrócić. A ja nie chce tam wracać! Rozumie ksiądz? Ja nie chce! I nikt mnie nie zmusi!
- Dobrze, spokojnie. Nigdzie nie musisz wracać. Tylko powiedz gdzie i dlaczego.
Chłopak milczał. 
-Moja mama zginęła w wypadku- wydusił z siebie Filip- Kilka miesięcy temu. Straciłem wtedy najważniejszą osobę w swoim życiu. Wie ksiądz jak to jest? Nie wie ksiądz! I teraz powie ksiądz głupie „będzie dobrze”, ale wcale nie będzie dobrze. Już nigdy nie będzie dobrze! Nasłuchałem się tego dużo razy. I jakoś w dalszym ciągu nie jest dobrze! Ja znalazłem się tutaj. Pozbierałem się po śmierci mamy. Nawet chciało mi się żyć, odnalazłem się. A teraz znowu coś straciłem. Ja zawsze tracę. Dlaczego ja? Ja już mam dosyć tego wszystkiego! Nie chce mi się tak żyć, nie chcę więcej cierpieć! Chciałbym o wszystkim zapomnieć. O życiu i o problemach! Tak raz na zawsze. Odejść, tak po prostu. 
- Chłopcze nie zapędzaj się. Nie wolno odejść. Każdy ma na tym świece jakąś misję do spełnienia.
- A co jeśli ja swoją już spełniłem? Co jeżeli przyszła na mnie kolej, a to wszystko to są tylko znaki.
- Ja bym to inaczej nazwał. Mi się wydaje że to jest taka próba wytrwania. Bóg sprawdza jakim jesteś silnym chłopakiem. Wypuścił cię na głębie i sprawdza twoją siłę.
- No to już sprawdził, że ze mnie siła wybyła.
- Ależ nie, bo nadal tu jesteś, nadal walczysz.
- Ale już mam dosyć. 
- Ale coś cię trzyma. W głębi duszy chcesz żyć! Tylko należy w to uwierzyć. Musisz sprawić aby było kolorowo, alby życie znowu się do ciebie uśmiechnęło. 
-Tylko, że ja już ni mam siły walczyć. Chce się poddać i już więcej nie cierpieć.
- Chcesz być takim tchórzem? 
- Może tylko to mi pozostało. 
- Zostało ci bardzo dużo, tylko musisz w to uwierzyć. Jesteś młody i praktycznie całe życie przed tobą. Pomyśl nad tym. A tak zmieniając temat. Twoja mama nie żyję, a co w tatą?
- Nie wiem.
- Jak to?
- Nie znałem go nigdy. Mama mi mówiła że gdy się dowiedział o mnie zapadł się pod ziemię. 
- A reszta rodziny?
- Byłem jedynakiem, Dzidkowie nie żyją już dawno, a jedyna krewna mamy wyjechała gdzieś za granice i nie ma z nią kontaktu. Chyba nawet zmieniła nazwisko.
- Wiesz że nie możesz tu zostać sam?
- Ale ja musze. Nie chce iść do domu dziecka. Przecież to nie ma sensu. Ja nie mam sensu. 
- Nie mów głupot! Jest już późno. Chodź idziemy.
- Gdzie? Ja nigdzie nie idę!
- Chodź, nie marudź. Idziemy do mnie. Zjemy coś i przedyskutujemy twoją sytuacje. 
   Udali się razem do mieszkania księdza, po czym zjedli obiad. Chłopak był bardzo zmęczony i położył się spać. Spał aż do rana. Gdy się zbudził, Piotra akurat nie było. Postanowił trochę rozejrzeć się po mieszkaniu. Wszedł do gabinetu i stanął przy biurku. Zaczął oglądać papiery.
- Nie ładnie grzebać w cudzej korespondencji- usłyszał za sobą głos księdza. 
- Ja nie chciałem… To znaczy przepraszam. Nie powinienem tu wchodzić, ale tak… Już sobie idę.
- Spokojnie, kolego już się nie tłumacz. A, i nigdzie nie idziesz. Znaczy idziesz ale do łazienki się wymyć i przebrać-Piotr rzucił w Filipa reklamówką z ubraniami- mam nadzieje że coś będzie na ciebie pasować. 
- Ale ja nie mogę tego przyjąć.
- A niby dlaczego?
- No bo…- chłopak nie wiedział co powiedzieć- … bo z jakiej racji?
- Z takiej że dostałeś to ode mnie i nie marudź za dużo, łazienka czeka. 
- Naprawdę nie mogę.
- Jeśli podasz mi sensowny powód dlaczego, to wtedy to zrozumiem, a tak musisz to przyjąć.
   Chłopak się podał i ruszył w kierunku łazienki. Wziął długą kąpiel, po czym ubrał się w nowe ubrania, które pasowały idealnie. Gdy wyszedł z łazienki ksiądz czekał ze śniadaniem. Zasiedli razem do stołu i kosztowali świeżego chleba.
- Wiesz że musimy coś z tym zrobić?
- Z czym?
- Z tobą. Nie możesz zostać tutaj, choć nie powiem miło by było i także nie możesz zostać na ulicy.
Chłopak posmutniał.
- Jedynym rozwiązaniem w tym przypadku jest dom dziecka. Trzeba iść na policję bo…
- Nie możemy, bo na pewno mnie szukają. – przerwał chłopak.
- No i właśnie o to chodzi. Oni będą wiedzieć co z tobą zrobić.
- Ale ja nie chce.
- Uwierz mi tam nie jest strasznie. Niedługo na pewno znajdą ci wspaniałą rodzinę, bo przecież jesteś bardzo mądrym chłopcem.
- A jeśli nie?
- To i tak cię będę odwiedzał. No chyba że nie będziesz chciał. 
- Zawsze będę chciał. Dziękuję księdzu.
- Za co?
- Za wszystko, za pomoc.
- Ależ nie ma potrzeby. Wystarczy jak zaczniesz cieszyć się życiem i jak zmienisz nastawienie do niego. Bo życie jest piękne.
- Nie zawsze.
- No tak może i nie zawsze, ale zawsze wszystko się naprawia i prostuje.
- Tak ksiądz myśli?
- Jestem tego nawet pewien.
    Po śniadaniu obaj udali się na policję, gdzie okazało się że chłopak jest poszukiwany. Po wszystkich formalnościach które trochę trwały zabrali chłopca do jednego z budynków nazywającego się „dom dziecka”. Znajdował się on w tym samym mieście, więc często mógł się widywać z księdzem. 
   Z dnia na dzień, z każdym spotkaniem ich przyjaźń stawała się mocniejsza. Chłopak powoli zaczynał cieszyć się życiem i zapominał o wszystkich smutkach. Nie myślał o złych momentach, a życie stało się kolorowe. Piotr tłumaczył mu na czym polega życie i że nawet najgorsze sytuacje trzeba znosić. 
   Bo życie jest ulotne. Raz jest, a za chwile możemy je stracić. Najważniejsze jest umieć przetrwać burzę, bo po każdej burzy wychodzi słońce. Należy cieszyć się każdą możliwą minutą, bo nigdy nie wiemy ile nam ich zostało. Należy szukać wsparcia w ludziach. Traktować przyjaźń za rzecz bardzo ważną i nigdy z niej nie żartować. Starajmy się zauważać ludzi wokół siebie. Starajmy się ich zrozumieć, bo nigdy nie wiemy jaki los ich trafił.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz