Piękne, szczęśliwe małżeństwo jak z bajki,
które ma z życiu wszystko czego zapragnie. Pieniądze, samochód, dobre
stanowisko w firmie, nowy, duży, czysty dom. To wszystko w swoim niesamowitym
życiu mieli Adam i Ewa- dwóch młodych, na maxa zakochanych w sobie ludzi. Do
szczęścia brakowało im jednak jednego- potomka. Wymarzone dziecko dla Adama to zdrowy,
dobrze wykształcony syn. Niestety, dziecko okazało się dziewczynką. Nie było to
jednak takie złe. Jeszcze przed wyjściem na świat miała zarezerwowane miejsce w
przedszkolu oraz zaplanowaną całą swoją drogę edukacyjną. Wszystko byłoby
ładnie, pięknie, elegancko gdyby nie fakt że na świat przyszła istotka nie tak
piękna i nie ta wymarzona przez dwójkę
młodych zakochanych w sobie ludzi. Zespół
Downa -to z tą chorobą musieli zmierzyć się rodzice. Nie mogli w to uwierzyć
przecież oni byli zdrowi, jak to się stało? Narodziny TAKIEJ córki, narodziny
muminka rujnowało ich całe życie. Dla Adama było jedno rozwiązanie- zostawić JĄ
w specjalnym ośrodku, przecież ich na to stać, mają wystarczająco pieniędzy.
Ewa jednak po dłuższych przemyśleniach postawiła na swoim i zaopiekowała się
córką, wzięła ją do domu. Podarowała jej coś najważniejszego w życiu, coś
najcenniejszego, podarowała jej miłość. Nie stchórzyła jak jej mąż. Podniosła
głowę i uwierzyła w siebie, że da rade, że chociaż spróbuję. Po tej bardzo
ważnej decyzji jej życie zmieniło swój bieg o 180 stopni. Pierwszą stratą i
chyba najważniejszą było oddalenie się od ukochanego męża. Z dnia na dzień
stawali się sobie bardziej obcy. On zaczął ja oskarżać że to przez jej rodzinę
ich córka jest taka jaka jest. Wstydził się ją dotknąć, a nawet na nią
spojrzeć. Ewa to znosiła. Ich piękny, nowy, wymarzony, czysty dom zmienił się w
„ruinę”. Nie był to prawdziwy dom. Brakowało tam jednego- miłości. Nie był już
taki czysty jak dawniej, wygląd stracił na wartości. To Ewa i tylko ona
zainteresowała się dziewczynką. Nazwała ją Marysia, ale zwracała się do niej
Myszka. Co dziennie czytała jej biblie, uczyła mówić, bawić się, chodzić.
Uczyła ją wszystkiego co było jej potrzebne w dalszym życiu. To Ewa ponosiła za
nią odpowiedzialność i to ona wstydziła się za nią w najgorszych momentach. Wiedziała,
że Myszka ma najgorszy rodzaj choroby i nic nie będzie umiała dobrze samodzielnie
zrobić. Ale kochała to dziecko, czekała na cud, wierzyła że on kiedyś nastąpi,
że będą szczęśliwi. Ale jednak nie wiedziała o wszystkim. Nie wiedziała że ta
niezdarna, mała dziewczynka ma niesamowitą wyobraźnie, że potrafi tańczyć, że
robi to w każdej wolnej chwili, tylko nie pozwala jej na to jej ociężałe ciało.
Ale Myszka tańczyła, najpiękniej jak potrafiła, wkładała w taniec wszystkie
swoje siły, próbowała być jak panie z telewizji i w głębi duszy taka była, była
jak piękny łabędź unoszący się na wodzie wielkiego jeziora, tylko że nikt tego
nie dostrzegał, nikt nie potrafił dostrzec piękna jej inności, piękna tej
ciężkiej choroby. W tym jej małym serduszku kłębiło się wiele miłości, śpiewu i
tańca. Największym jej marzeniem było żeby jej tata się zatrzymał. Stanął obok
niej, chwycił za rękę, pocałował w czoło i powiedział „Kocham Cię” dwa krótkie
słowa, które tak wiele znaczą i wywołują tyle radości.
Taką niesamowitą, życiową historię
opowiada książka „Poczwarka” Doroty Terakowskiej. Powoduje, że człowiek zaczyna
myśleć, walczy, biję się z myślami -co by było gdyby… Przecież każdy człowiek może znaleźć się w
podobnej sytuacji. Nikt nie wie co nas jeszcze czeka. Ta powieść pokazuje
zarówno jak przetrwać chorobę oraz jak walczyć z życiem, które nie zawsze jest
pokolorowane kolorowymi kredkami. Pokazuje że miłość jest wokół nas tylko
trzeba ją umieć odnaleźć i sprawić aby trwała całą wieczność. Autorce udało się
stworzyć książkę, która sprawia, że czytelnik się wzrusza, utrąca łzy. „Ale
przecież to nie wstyd utrącić kilka łez nad dobrą książką”- takie słowa
usłyszałam od pewnej bardzo mądrej osoby.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz