„Za
tydzień sprawdzian” – rozległ się głos nauczycielki. Oczywiście uczniów
było stać tylko i wyłącznie na jęki. TYDZIEŃ. Tak, sprawdziany zapowiada
się z tygodniowym wyprzedzeniem. Tydzień to dużo, wystarczająco dużo
żeby nauczyć się na jeden sprawdzian, ale przecież przez ten nieszczęsny
tydzień musimy się nauczyć jeszcze przykładowo na: geografię, historię,
matematykę, fizykę, wos, chemię i parę innych przedmiotów. Ale co tam...
Więc i tak przeważnie uczymy się na ostatnią chwilę. A kartkówka? Wcale
nie musi być zapowiedziana i warto to w końcu przyjąć do wiadomości. Bo nie
rozumiem uczniów, którzy po słowach „wyjmujemy karteczki” mówią, że na
ostatniej lekcji nikt nie wspomniał o kartkówce. Sama jestem uczennicą i
zdaję sobie sprawę, jak to jest. Przyznam się z ręką na sercu, że potrafię
nieraz trochę oszukiwać, ale bez przesady. Są tacy, którzy przekraczają
wszelkie granice. Gdyby jeszcze ktoś się nie domyślił, o co mi chodzi, to
mowa rzecz jasna o ściąganiu, czyli temacie tak starym jak stare jest
szkolnictwo. Są uczniowie, którzy wchodzą do klasy z myślą: „Spokojnie,
dam radę, przecież przede mną siedzi najlepszy uczeń w klasie”. W trakcie
pisania co chwilę się obracają i słychać tylko: „co masz w pierwszym?”, „A
ostatnie jak zrobiłeś?” Oczywiście wszystko się odgrywa tak, żeby
nauczyciel tego nie widział. Ściąganie było, jest i będzie i to się raczej nigdy
nie zmieni. Ja bynajmniej nie wyobrażam sobie swojej klasy piszącej
sprawdzian bez żadnego upomnienia nauczyciela. Ściągnąć jedno zadanie –
ok, każdy ma prawo, o ile oczywiście nauczyciel nie zobaczy, ale nie cały
sprawdzian. Co komu da zżynanie od kolegi wszystkich zadań jak leci? Nic.
Przez to się nikt nigdy niczego nie nauczy. Ja osobiście nie za bardzo
przepadam za tego typu zachowaniem. Teraz, żeby nie było, że jestem
jakimś kujonem i że piszę to, bo chcę się podlizać. Nic z tych rzeczy. Po
prostu denerwuje mnie, jak uczeń na sprawdzianie odwraca się do kolegi i
mówi odpowiedzi do wszystkich zadań. Przecież ,,normalnego’’ ucznia nie
interesuje, że właśnie przed chwilą oszukał kolegów z klasy, nauczyciela, a
przede wszystkim samego siebie. Ważne, że będzie ocena bdb., a odbyło się
to bez wysiłku. A to uczucie, kiedy w wyniku końcowym ma się więcej
punktów od lepszych od siebie, musi być na pewno bezcenne, skoro coraz
więcej młodzieży tak robi. Tylko nieraz warto się zastanowić, czy lepiej
dostać tę piątkę oszukując i nic z tego nie wiedzieć, czy może lepiej tróję
grając fair play.
było stać tylko i wyłącznie na jęki. TYDZIEŃ. Tak, sprawdziany zapowiada
się z tygodniowym wyprzedzeniem. Tydzień to dużo, wystarczająco dużo
żeby nauczyć się na jeden sprawdzian, ale przecież przez ten nieszczęsny
tydzień musimy się nauczyć jeszcze przykładowo na: geografię, historię,
matematykę, fizykę, wos, chemię i parę innych przedmiotów. Ale co tam...
Więc i tak przeważnie uczymy się na ostatnią chwilę. A kartkówka? Wcale
nie musi być zapowiedziana i warto to w końcu przyjąć do wiadomości. Bo nie
rozumiem uczniów, którzy po słowach „wyjmujemy karteczki” mówią, że na
ostatniej lekcji nikt nie wspomniał o kartkówce. Sama jestem uczennicą i
zdaję sobie sprawę, jak to jest. Przyznam się z ręką na sercu, że potrafię
nieraz trochę oszukiwać, ale bez przesady. Są tacy, którzy przekraczają
wszelkie granice. Gdyby jeszcze ktoś się nie domyślił, o co mi chodzi, to
mowa rzecz jasna o ściąganiu, czyli temacie tak starym jak stare jest
szkolnictwo. Są uczniowie, którzy wchodzą do klasy z myślą: „Spokojnie,
dam radę, przecież przede mną siedzi najlepszy uczeń w klasie”. W trakcie
pisania co chwilę się obracają i słychać tylko: „co masz w pierwszym?”, „A
ostatnie jak zrobiłeś?” Oczywiście wszystko się odgrywa tak, żeby
nauczyciel tego nie widział. Ściąganie było, jest i będzie i to się raczej nigdy
nie zmieni. Ja bynajmniej nie wyobrażam sobie swojej klasy piszącej
sprawdzian bez żadnego upomnienia nauczyciela. Ściągnąć jedno zadanie –
ok, każdy ma prawo, o ile oczywiście nauczyciel nie zobaczy, ale nie cały
sprawdzian. Co komu da zżynanie od kolegi wszystkich zadań jak leci? Nic.
Przez to się nikt nigdy niczego nie nauczy. Ja osobiście nie za bardzo
przepadam za tego typu zachowaniem. Teraz, żeby nie było, że jestem
jakimś kujonem i że piszę to, bo chcę się podlizać. Nic z tych rzeczy. Po
prostu denerwuje mnie, jak uczeń na sprawdzianie odwraca się do kolegi i
mówi odpowiedzi do wszystkich zadań. Przecież ,,normalnego’’ ucznia nie
interesuje, że właśnie przed chwilą oszukał kolegów z klasy, nauczyciela, a
przede wszystkim samego siebie. Ważne, że będzie ocena bdb., a odbyło się
to bez wysiłku. A to uczucie, kiedy w wyniku końcowym ma się więcej
punktów od lepszych od siebie, musi być na pewno bezcenne, skoro coraz
więcej młodzieży tak robi. Tylko nieraz warto się zastanowić, czy lepiej
dostać tę piątkę oszukując i nic z tego nie wiedzieć, czy może lepiej tróję
grając fair play.
Skąd ja znam te teksty...? Stare, dobre czasy gazetkowe :-)
OdpowiedzUsuń